Witajcie!
To kolejny rozdział przygód Lukrecji Whitman.
Tak i sam znajduje sie już na blogu: zemstahistorii.blogspot.com
Jan na razie będe rozdziały publikować tu i tam ale z czasem będą sie one pojawiać tylko tam.
Zapraszam na stronę Opowiadanie a dowiecie sie dla czego.
Pozdrawiam i miłego czytania :)
Rozdział 7
Świat stanął na głowie
-No to nadal wiemy: NIC.- zawyrokował Tytus
-Nie przesadzaj dobrze…- mruknął już lekko poirytowany Szymon
Siedziałam w nogach fotela, na pół przytomnie wpatrując się w jeden punkt. To ciągłe wałkowanie tematu powoli zaczynało mnie męczyć. Oczywiście streściliśmy przyjaciołom to czego się dowiedzieliśmy w bibliotece miejskiej. Od tamtej pory nie rozmawiali o niczym innym. Pewnie cała sytuacja powinna nie przerażać, w końcu ktoś próbował mnie zabić i najprawdopodobniej teraz nie była to już tylko jedna osoba (doszliśmy do tego wniosku wraz z bibliotekarką po ponownym przeglądzie tego co udało nie wyniuchać staremu Andersonowi), ale ku mojemu zdziwieniu specjalnie mnie to nie obeszło. Po przyswojeniu informacji na temat rodziców, cała sytuacja zaczęła mnie tylko lekko irytować i męczyć , bo odbierała mi możliwość normalnej rozmowy i kontaktów z przyjaciółmi. Kilka razy próbowałam nawet zmusić się do poważnego spojrzenia na całą sprawę, ale jakoś mi to nie wychodziła. To było zbyt abstrakcyjne, żeby mogło być prawdziwe.
Natomiast moi przyjaciele zdawali się wpadać w lekką panikę. Roma nie mogła usiedzieć w miejscu i co chwila wymyślała coraz to dziwniejsze teorie. Tytus zdawał się być po prosty wściekły i poddenerwowany, ale i tak radził sobie najlepiej z całej trójki z ukrywaniem negatywnych emocji. Tylko czasami tracił nad sobą panowanie. Szymon stawał się coraz bardziej milczący. Schudł, pod jego czarnymi oczami malowały się ciemne cienie i cały czas rzucał w moją stronę zatroskane i jakby przerażone spojrzenia. Byłam im wdzięczna, za to co robią, że się o mnie martwią, ale czułam się okropnie widząc ile ich to kosztuje. Nie ukrywam też , że było to dla mnie ważne, bo czułam się ważna… kochana wręcz. Szczególnie zachowanie tego ostatniego bardzo mi schlebiało. Za każdym razem gdy napotkałam jego wzrok miałam ochotę go pocieszyć, przytulić, powiedzieć żeby się nie martwił że wszystko jest w porządku… Uh! Jestem żałosna!... On martwi się bo to normalne, kiedy komuś grozi niebezpieczeństwo a nie dlatego, że to ja! Nienawidzę siebie! On nie maże spać, a ja czuję jakąś chora satysfakcję! Jesteśmy przyjaciółmi to normalne, że się martwi… To wszystko przez to co mi naopowiadała Roma! Ona zawsze wszystko wyolbrzymia! I jaki to miało skutek? Zamiast myśleć nad Romanowami jak się zastanawiałam, czy mogę się komuś podobać!!! Żałosne…
Ale nie miałam na to wpływu… Nie mogłam się powstrzymać by nie obserwować uważnie jak marszczy brwi i lekko przechyla głowę jak się nad czymś zastanawia. Jak czochra sobie i tak już mocno rozczochrane, czarne włosy nie mogąc odnaleźć jakiejś myśli lub gdy próbuje do czegoś dojść a nie może, próbuje wysnuć jakiś wniosek… STOP! Nie mogłam tak myśleć! Trzeba się pozbyć tego głupiego nawyku. Skończyć z tym, bo to może popsuć wszystko!
- Ja nadal uważam, że z tym może mieć coś wspólnego ten Dymitr. Spotkali się po latach i tak się na swój widok ucieszyli, że wskoczyli do łóżka, jego żona się o tym dowidziała zostawiła go, a on postanowił się zemścić na Anastazji!- powiedziała Roma a oczy jej błyskały wesoło. Minę miała jakby właśnie dokonała wielkiego odkrycia.
-Za dużo czytasz.- skwitował beznamiętnie Tytus. Mina przyjaciółki zrzedła.
-Lepsze to niż nie czytać nic i żyć w zacofaniu, jak niektórzy.- odgryzła się gniewnie mrużąc oczy i mierząc go nie za przyjemnym wzrokiem.
-Więc nadal uważasz, że masz rację? To wyjaśnij mi dlaczego nie zabił jej od razu? Hę?- zapytał wychylając się w stronę dziewczyny i wpatrując się w nią natarczywie.-No właśnie. Tak myślałem.- powiedział z tryumfem, opadając z powrotem na oparcie fotela, gdy Roma się zająknęła. Po chwili jednak odzyskała głos:
-Może mu nawiała.
-Chyba sama nie wierzysz już w to co mówisz…
-Oh, przestańcie już błagam!- wrzasnął Szymon przerywając Tytusowi, który już chciał powiedzieć coś złośliwego.- Musicie bez przerwy na siebie warczeć!? Można zwariować!- po czym wstał i wyszedł gwałtownie. Zapadła cisza.
-Co go ugryzło?- spytał zdezorientowany Tytus, patrząc na nas pytająco. Wyraźnie zapomniał już o kłótni.
-Prawdę mówiąc…-zaczęłam powoli- Mogli byś ci włączyć trochę większy chill out. To zaczyna być irytujące… Wszyscy jesteśmy zdołowani i poddenerwowani. Nie trzeba jeszcze sobie tego utrudniać.- powiedziałam łagodnie nie chcąc jeszcze bardziej ich wkurzyć.
-Głos rozsądku się odezwał…- zaczął chłopak, ale dostał od Romy pogłowie więc się zamknął
-Masz rację Lukrecja- powiedziała przyjaciółka- Przepraszamy to już się nie powtórzy.- spojrzała nagląco na kumpla
-Przp-aszam- mruknął
Trochę zdziwiona ich uległością uśmiechnęłam się i powiedziałam:
-Pójdę do niego, żeby tu wrócił.- wstałam z miejsca i ruszyłam ku drzwiom.
Szymon stał na balkonie, pochylony opierając się o barierkę. Kaptur szarej bluzy opadł mu na głowę.
-Już się nie kłócą- powiedziałam cicho stając obok. Podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnął się krzywo i śmiesznie psim ruchem głowy trzepnął kaptur.
-To dobrze- mruknął spoglądając z powrotem w niebo. Słońce zachodziło powoli za horyzont. Rozsiewając pomarańczową poświatę po chmurach, które zabarwiły się na różowo.
-Szymon…- zaczęłam powoli ale on mi przerwał
-Lukrecja! Ja… Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.- powiedział jednocześnie wykonując dziwny ruch jakby chciał mnie chwycić za rękę ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Zaśmiałam się cicho.
-Raczej i tak nie będziesz miał na to wpływu. Jeśli rzeczywiście istnieje cała organizacja, to będzie ci trudno.
-Nawet tak nie mów!- jęknął i tym razem chwycił mnie z rękę. Zadrżałam lekko.
Idiotka!- skarciłam się w duchu- Przecież tyle razy trzymałaś go za rękę! Co się zmieniło?... Zdobyłam się na odwagę i spojrzałam w te czarne oczy.
-W każdym razie dziękuję ci Szymon- powiedziałam. Prze z jakiś czas staliśmy tak, a jak chłonęłam łapczywie jego głębokie ciepłe spojrzenie, gdy nagle…
-Się macie gołąbeczki!- wrzasnął ktoś. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Oczywiście to Tytus z Romą szczerzyli do nas bezczelnie zęby, stojąc w drzwiach balkonowych.
-Długo was nie było, wiec…- zaczął Tytus
-Postanowiliśmy sprawdzić.- dokończyła Roma nadal się uśmiechając.
-Już wole jak cię kłócą- szepnął mi do ucha Szymon, puścił do mnie oko i przeszedł obok przyjaciół wchodząc do środka domu.- Przepraszam.- ci odsunęli się posłusznie obserwując na uważnie.
Chwilę potem Tytus zagwizdał, spojrzał na mnie zdziwiony i oddalił się za kumplem.
Roma stała jeszcze chwilę, machnęła ręką w geście zwycięstwa i pociągnęła mnie za sobą mówiąc:
-Chodź.
Pokręciłam głową patrząc na nią z niedowierzaniem. Świat stanął na głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz