piątek, 8 marca 2013

Coś co tworzę- moje opowiadanie


Rozdział 6
Rozmowa w archiwum
-To cię nie powinno interesować!- prychnęła bibliotekarka
-Dlaczego?- zapytał bezczelnie Szymon, już wiedząc, że trafił w dobry punkt.
-No… Jak to dla czego?! To nie twoja sprawa!
-Może nie moja, ale tej młodej damy- mojej towarzyski, na pewno.- stwierdził stanowczo- To jest Lukrecja Whitman. Ja jestem Szymon Tilney już wiele razy bywałem tam na górze, i doskonale wiem, tak jak wie to i Pani, co Antonii Anderson robił, przez wiele lat i czym to zaowocowało co odkrył i dlaczego tak znamienity człowiek jak on spędził w Londynie prowadząc bibliotekę miejską.- Starsza kobieta spojrzał na mnie z przerażeniem i wyrzuciła z siebie zduszone:
-Nie!- po czym zerwała się z miejsca, podbiegła do drzwi powiewają za sobą różową koronkową sukienką, przekręciła klucz w drzwiach, wywiesiła tabliczkę z napisem „Zamknięte”, zasunęła rolety w oknach po czym odwróciła się i zmierzyła nas badawczym spojrzeniem i choć była o głowę ode mnie niższa a od Szymona o dwie, poczuliśmy się jacyś mali…
-Za mną!- zakomenderowała i poprowadziła nas na górę.
Było to jak z jakiegoś snu, ewentualnie filmu fantasy. Kręte drewniane schody i schodzonymi stopniami, pozłacana poręcz. Samo archiwum okazało się  średniej wielkości poddaszem, w którym większość miejsca zajmowały olbrzymie regały z książkami. Na ich szczytach i po kątach walały się zwoje pergaminów, map i luźnych kartek z maszynopisu. Przez małe, zakurzone, okrągłe okienko wpadała smuga światła oświetlając okrągły stół, na którym, nawiasem mówiąc, również porozrzucane były papiery i ukazując drobinki kurzy fruwające w powietrzu.
-Mówisz, że już tu kiedyś byłeś i jesteś zorientowany w sytuacji, więc mów co wiesz dokładnie.- rzuciła bibliotekarka. Szymon zmieszał się na chwilę, uśmiechnęłam się do niego dodając mu otuchy. Oczywiście szybko odzyskał pewność siebie. Podszedł do stołu, rozłożył jakąś mapę i zaczął mówić:
-Wszystko zaczyna się od tego, że pan Anderson poznał, będąc na terenie Rosji, historię Romanowów. Był człowiekiem wnikliwym, więc zaczął bliżej przyglądać się sprawie i to czego się dowiedział skłoniło go do wywnioskowania, że Anastazja przeżyła rewolucję październikową. Po dwóch latach, gdzieś w Polsce spotkał się ponownie z informacjami potwierdzającymi rzekome przeżycie Anastazji. Były to głównie świadectwa słowne i kilka zdjęć. O! Są tu.- wskazał na  kilka pożółkłych fotografii. Była na nich średnio urodziwa dziewczyna o włosach raczej jasnych, chociaż nie mogłam ocenić dokładniej bo było czarno-białe. Na niektórych trzymała dziecko na ręku.- To samo go spotkał we Francji, Holandii i po drodze jeszcze kilku miejscach, ale nie chcę się za bardzo rozwodzić.- coś nowego- pomyślałam – Zdjęcie z dzieckiem musi pochodzić już z okresu gdy osiedliła się w Anglii. Urodziła synka i wychowywała go pod fałszywym nazwiskiem.
-Wiemy jakie to nazwisko- spytałam ciekawa
-Smith- odparł Szymon- To miało być zwykłe pospolite nazwisko. Nie rzucające się za bardzo. Anderson nie dowiedział kto był ojcem, ale podobno już ona sama specjalnie się tym nie chwaliła.
-Razem z Antonim podejrzewaliśmy kto to mógł być- odezwała się niespodziewane kobieta
-Jak to?- zapytał szczerze zdziwiony Szymon- W dziennikach…
-Nie zdążył tego opisać… bo umarł- przerwała mu
-Acha- skwitował, trochę głupio. Zapadła cisza. Patrzyłam na obojga z lekko rozdziawionymi ustami bawiąc się bezwiednie paskiem od torby. To wszystko mnie przerażało! Natłok informacji! Mój mózg sapał i syczał jak lokomotywa, próbując coś ogarnąć ale sam jeszcze nie wiedział co dokładnie. Nie mogłam dłużej wytrzymać i wyrzuciłam z siebie to pytanie, które wyraźnie wisiało w powietrzu:
-Kto to był? Kto był ojcem dziecka?
-Powiem wam, ale muszę mieć pewność, że to ty jesteś prawdziwą potomkinią Romanowów.- powiedziała bibliotekarka- Jak się nazywasz drogie dziecko?- acha, to pytanie było do mnie. Zająknęłam się na chwile i wykrztusiłem:
-Lukrecja Whitman
-No tak! I mieszkasz przy…?
-Exter Street…
-Oczywiście! Wybacz mi ale musiałam sprawdzić! Prawdę mówiąc nigdy nie myślałam, że sama do mnie przyjdziesz…
- No więc- ponaglił ją delikatnie przyjaciel, wybijając ja z zamyślenia
-Według doniesień Anastazja urodziła w 1936r, a w tym samym czasie w Londynie znajdował się jej przyjaciel z dzieciństwa Dymitr Pawłowicz i najprawdopodobniej się spotkali. Wiemy również, że jego ówczesne małżeństwo zakończyło się rozwodem w tym samym roku, ku wielkiej rozpaczy księcia. Czy to nie mówi samo przez się? To moja teoria, ale i Antonii w końcu się do niej przekonał. Nie wiem czy to ma jakiś związek z grożącym ci niebezpieczeństwem ale warto to moim zdaniem wiedzieć. Prawdę mówiąc nie wiem nawet czy twoi rodzice wiedzieli od kogo pochodzi twój ojciec. Jak zginęli…
-Zaraz!- przerwałam jej gwałtownie- Nie żyją?
-Lukrecja! Zbudź się, przecież ci mówiłem wczoraj!
-Co?! Kiedy?! No tak pewnie mi umknęło… byłam zbyt zszokowana tym, że moi dotychczasowi rodzice nie są moimi rodzicami, że… Ach! Szkoda gadać!- skoro byłam już przy głosie, chyba mogłam zadać najbardziej nurtujące mnie pytanie- Skąd w ogóle wiadomo, że ktoś chce mnie zabić? To znaczy, skąd wiemy, że został zaprzysiężony itd.?
-Gdy pan Anderson- zaczęła bibliotekarka- odnalazł twoich rodziców, bo był ciekawy. Jednak już od jakiegoś czasu państwa Smith coś dręczyło. Twój ojciec opowiedział o listach z groźbami które ostatnimi czasy dostawał. Był przerażony nie na żarty. Było w nich coś o wyplenieniu pomiotu demona…- starsza kobieta westchnęła i potarła sobie skronie.-Wspominały się też o córce, że zabije pierwszą kobietę po Anastazji zanim zdąży zrodzić następne. On nie wiedział chyba do końca o jaką Anastazję chodzi… Następnego dnia oboje wraz żoną byli martwi.- coś mi się przewróciło w żołądku- Znaleziono ich bez życia w pokoju zamkniętym od środka. Policja nigdy nie dociekła kto to zrobił, nawet po tym jak Antonii pokazał im listy.
-Tego samego dnia- wtrącił się Szymon- gdy wychodził z komisariatu jakiś mężczyzna zatrzymał go i kazał mu ukryć dziewczynkę. Powiedział, że nie jest bezpieczna.- przyjaciel wskazał na czarny dziennik, który trzymał w rękach. Zobaczyłam słowa kończące stronę z lekko rozmazaną, najprawdopodobniej przez łzę, ostatnią literą:
„Nie miałem wyboru”
-Anderson już nigdy go nie spotkał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz