czwartek, 27 czerwca 2013

Coś co robię- Handmade i recenzja filmu Rubinrot





Ojojojoj! Dawno mnie tu nie było... Wiem, mam spore zaległości... Więc może zacznę od tych najbardziej aktualnych...
25.06.3013r. (czyli dwa dni temu ) była 4 rocznica śmierci Michaela Jacksona. -O matko! Tyle czasu minęło, a mi się wydaje jakby to było wczoraj!- We wtorek nawet nie dotknęłam komputera, więc teraz odrabiam straty.
Ku pamięci wielkiego artysty, który odmienił życie wielu ludziom wnosząc do niego promyk światła, który przełamując wiele stereotypów stworzył coś co do dzisiaj i na zawsze będzie podbijać serca ludzi!
Ku pamięci MJ!









A teraz przejdźmy do sprawy z tytułu posta. Ostatnio lubuję się w tworzeniu koszulek. już za niedługo jadę na obóz Potterowski więc fajnie by było jeszcze bardziej powiększyć swój zasób Potterowych gadżetów. Stąd pomysł na tę oto koszulkę:


Weasley is our King!



Oprócz tego... Jest koniec roku, co oznacza, że nasz szkolny Nitiv Speaker wraca do Anglii... :( 
Z tego powodu my (to znaczy grupa chodząca do niego na zajęcia pozalekcyjne) chcieliśmy zrobić coś aby tak szybko o nas nie zapomniał. Stąd to:






Tę koszulkę robiłam z Hoshi. Jej dzieła znajdziecie tu: beartful.blogspot.com 
Niestety zdjęcia są robione telefonem przy beznadziejnym świetle... więc jakość jest taka sobie... Ale z koszulki byłam dumna. Już jej nie mam. Wraz z kilogramem krówek trafiła w ręce Richarda.

Kolejna sprawa... Już dawno temu była premiera filmu Rubinrot o którym wiele się już na tym blogu pojawiło, ale dopiero od niedawna dostępna jest wersja z polskimi napisami. Obejrzałam...
I... Byłam bardzo zawiedziona...
Film nie ma się nijak do książki... 
Pozmieniali wszystko!!! To nie było nagięcie tego i owego na koszt filmu... Nie! Oni zmienili wszystko!!! Ważne rzeczy w fabule, których wcale nie trzeba było zmieniać!!! Tak jakby ukradli tylko postacie i główny wątek podróży w czasie! Film pierwszy raz oglądałam, z moimi przyjaciółkami. Ogólnie mamy fioła na punkcie tej książki K.Gier. Wszystkie krzyczałyśmy na bohaterów w trakcie seansu, a skończyłyśmy z głębokim przekonaniem, że to było okropne... A tak czekałam na tą produkcję...
Postanowiłam, że nie będę pochopnie podejmować decyzji o mojej opinii na temat tego filmu. Obejrzałam jeszcze raz, tym razem starając się nie myśleć o książce... Było trochę lepiej... Skupiłam się na pozornie (czyli przy pierwszym oglądaniu) bezsensownej fabule. Stwierdzam, że jakiś sens ona tam ma (oczywiście zupełnie inny niż w książce). Skupia się zupełnie na innych punktach (tych, których nie było w powieści) niż w książce i do tego jest dostosowana reszta...
Pozostaje mi mieć nadzieję, że w innych częściach filmu zawiąże się to jakoś sensownie i powstanie inna, całkiem fajna historia, posiadająca tylko tych samych bohaterów co powieść Kerstin Gier.
P.S.O grze aktorskiej nie chcę wspominać. Gwen i część aktorów do przeżycia, resztę bym zmieniła, ale to może być tylko moje zdanie.

Cóż... To koniec tego posta... Pozostaje mi jeszcze życzyć Wam fajnych wakacji i zapowiedzieć, że przez cały lipiec i początek sierpnia mnie nie będzie, więc pewnie się tu nie pojawię...
Cześć! :)