niedziela, 31 marca 2013

Coś co robię- Handmade

Hej!
Po pierwsze chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt! Dziś Wielkanoc! Życzę Wam aby czytanie mojego bloga nie była dla Was w żadnym razie męką a czystą przyjemnością!... No i żebyście te święta spędzili w gronie rodziny, a nie komputera.
Po drugie chciałabym Wam pokazać coś co ostatnio zrobiłam. Naoglądałam się różnych stron z handmade'ami, poszłam do kreatywnego sklepu i urodziło się To! Kółko breloczkowe, koralik, metalowe skrzydełka, kawałek sznurka, drucik i ta da! Magiczny breloczek ze złotym zniczem gotowy!


Od dawna zrzynałam się w duchu, że taka fanka Harry'ego Pottera jak ja nie ma nic co by ją z zewnątrz identyfikowało jako potteromankę. Idąc za tymi myślami już jakiś czas temu... gdzieś podczas ferii zimowych... wytworzyłam tę oto koszulkę:
Koszulka reklamowa z firmy taty, farbki akrylowe i dawaaj!


Tutaj przy kluczy jest zaklęcie : "Alochomora" (niestety "A" wyszło mi trochę jak "K" więc wygląda to jak "Klochomora", ale zainteresowani wiedzą o co chodzi...)


Na tyle koszulki oczywiście mój ulubiony cytat z HP i insygnia śmierci (znajduje się on też tu na blogu po prawej stronie.)



No cóż... Może mistrzem handmade'u nie jestem, ale przecież tutaj chodzi o symbolikę... Ale może komuś przypadnie do gustu...
Pozdrawiam Was serdecznie.
Trzymajcie się ciepło i do... hmmm... następnego postu?
Cześć! :D

środa, 20 marca 2013

Po premierze Rubinrot

Witajcie!
Jak pewnie wiecie z poprzednich postów (albo po prostu wiecie), że odbyła się już premiera, niecierpliwie oczekiwanego przez fanów, filmu na podstawie książki Kerstin Gier "Czerwień rubinu". Poszperałam trochę w internetach i znalazłam kilka ciekawych filmików i wywiadów . Oto i one:

Filmik z premiery


i jeszcze jeden...


Oczywiście wywiad z naszym amantem-Gideonem.
(Nie wiem czy coś zrozumiecie :D)

 


Tworzenie filmu...

 


Jeszcze jeden wywiad... może nic się nie zrozumie ale zawsze można poobserwować aktorów... :D

Wywiad z naszą kochana Gwen...
 


Można by jeszcze poszukać, różnych innych ale nie chcę przynudzać.
Pozdrawiam i cześć :) 


Coś co tworzę- moje opowiadanie

Uwaga, uwaga!
Na moim drugim blogu właśnie pojawił się ósmy rozdział opowiadania, które zaczęłam pisać tutaj.
Oto link:
http://zemstahistorii.blogspot.com/

Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania :)

niedziela, 17 marca 2013

Dziękuję Wam :)- 1000 wejść

Piszę tego posta z okazji przełomowego momentu dla mojego małego bloga. A mianowicie pojawienie się trzech zer po jedynce w liczbie wejść!!! Wiem że to nie z dużo, ale jest mi miło, że ktokolwiek tutaj wchodzi :) Prawdę mówiąc nie myślałam, że ta chwila nadejdzie i cieszę się ogromnie. Oby tak dalej... ;) 
Nie ukrywam, że jeszcze lepszym świadectwem uznania byłoby dla mnie gdyby ktoś coś czasami skomentował. Czekam, na słowa krytyki, abym wiedziała, jak się poprawić. Więc nie bójcie się! Panel komentowania nie gryzie :P Mimo wszystko ogromnie Wam DZIĘKUJĘ!!! To motywujące jeśli wiem, że może mam dla kogo pisać. Chciała bym aby było tutaj dla Was jak najprzyjemniej, więc zgłaszajcie proszę mi swoje uwagi...
Więc może z tej okazji zadedykuję wszystkim moim (ewentualnym) czytelnikom te dwie piosenki, które ostatnio mi towarzyszą...
Proszę Państwa! Gane Kelly w "Singin' in the Rain"


P.S. Tak się właśnie teraz czuję :D


Oraz  Bill Medley i Jennifer Warnes w piosence "Time of my life" z "Dirty Dancing"
Tańczą:  Patrick Swayze i Jennifer Grey


Oh! I love, love, love...

Uwielbiam obydwa filmy i polecam oglądnąć!!! 

Pozdrawiam! 
Cześć!

P.P.S. Zapraszam jeszcze częściej i do komentowania :*

czwartek, 14 marca 2013

PREMIERA RUBINROT!!!

Dziś mamy małe święto... A dlaczego??? Bo jest 14.03.2013r.!!! Czyli data premiery Rubinrot w Niemczech!!!
Więc mam dla Was małą niespodziankę!!!Tę piosenkę dedykuję moim drogim Szafirowi i Szmaragdowi i Wam- jeśli ktoś tego bloga odwiedza!!! Przesłuchajcie jej oglądając teledysk. To wzmocni Waszą chrapkę na film :D
Proponuje tez zajżeć tutaj:
http://www.rubinrot-derfilm.de/

Przepraszam, że taka krótka notka, ale się spieszę na konsultacje. Awwwww!!! SZKOŁA!!!
Cześć! :D

środa, 13 marca 2013

Coś co tworzę- moję opowiadanie


Witajcie!
To kolejny rozdział przygód Lukrecji Whitman.
Tak i sam znajduje sie już na blogu: zemstahistorii.blogspot.com
Jan na razie będe rozdziały publikować tu i tam ale z czasem będą sie one pojawiać tylko tam. 
Zapraszam na stronę Opowiadanie a dowiecie sie dla czego.
Pozdrawiam i miłego czytania :)

Rozdział 7
Świat stanął na głowie
-No to nadal wiemy: NIC.- zawyrokował Tytus
-Nie przesadzaj dobrze…- mruknął już lekko poirytowany Szymon
Siedziałam w nogach fotela, na pół przytomnie wpatrując się w jeden punkt. To ciągłe wałkowanie tematu powoli zaczynało mnie męczyć. Oczywiście streściliśmy przyjaciołom to czego się dowiedzieliśmy w bibliotece miejskiej. Od tamtej pory nie rozmawiali o niczym innym. Pewnie cała sytuacja powinna nie przerażać, w końcu ktoś próbował mnie zabić i najprawdopodobniej teraz nie była to już tylko jedna osoba (doszliśmy do tego wniosku wraz z bibliotekarką po ponownym przeglądzie tego co udało nie wyniuchać staremu Andersonowi), ale ku mojemu zdziwieniu specjalnie mnie to nie obeszło. Po przyswojeniu informacji na temat rodziców, cała sytuacja zaczęła mnie tylko lekko irytować i męczyć , bo odbierała mi możliwość normalnej rozmowy i kontaktów z przyjaciółmi. Kilka razy próbowałam nawet zmusić się do poważnego spojrzenia na całą sprawę, ale jakoś mi to nie wychodziła. To było zbyt abstrakcyjne, żeby mogło być prawdziwe.
Natomiast moi przyjaciele zdawali się wpadać w lekką panikę. Roma nie mogła usiedzieć w miejscu i co chwila wymyślała coraz to dziwniejsze teorie. Tytus zdawał się być po prosty wściekły i poddenerwowany, ale i tak radził sobie najlepiej z całej trójki z ukrywaniem negatywnych emocji. Tylko czasami tracił nad sobą panowanie. Szymon stawał się coraz bardziej milczący. Schudł, pod jego czarnymi oczami malowały się ciemne cienie i cały czas rzucał w moją stronę zatroskane i jakby przerażone spojrzenia. Byłam im wdzięczna, za to co robią, że się o mnie martwią, ale czułam się okropnie widząc ile ich to kosztuje. Nie ukrywam też , że było to dla mnie ważne, bo czułam się ważna… kochana wręcz. Szczególnie zachowanie tego ostatniego bardzo mi schlebiało. Za każdym razem gdy napotkałam jego wzrok miałam ochotę go pocieszyć, przytulić, powiedzieć żeby się nie martwił że wszystko jest w porządku… Uh! Jestem żałosna!... On martwi się bo to normalne, kiedy komuś grozi niebezpieczeństwo a nie dlatego, że to ja! Nienawidzę siebie! On nie maże spać, a ja czuję jakąś chora satysfakcję! Jesteśmy przyjaciółmi to normalne, że się martwi… To wszystko przez to co mi naopowiadała Roma! Ona zawsze wszystko wyolbrzymia! I jaki to miało skutek? Zamiast myśleć nad Romanowami jak się zastanawiałam, czy mogę się komuś podobać!!! Żałosne…
Ale nie miałam na to wpływu… Nie mogłam się powstrzymać by nie obserwować uważnie jak marszczy brwi i lekko przechyla głowę jak się nad czymś zastanawia. Jak czochra sobie i tak już mocno rozczochrane, czarne włosy nie mogąc odnaleźć jakiejś myśli lub gdy próbuje do czegoś dojść a nie może, próbuje wysnuć jakiś wniosek… STOP! Nie mogłam tak myśleć! Trzeba się pozbyć tego głupiego nawyku. Skończyć z tym, bo to może popsuć wszystko!
- Ja nadal uważam, że z tym może mieć coś wspólnego ten Dymitr. Spotkali się po latach i tak się na swój widok ucieszyli, że wskoczyli do łóżka, jego żona się o tym dowidziała zostawiła go, a on postanowił się zemścić na Anastazji!- powiedziała Roma a oczy jej błyskały wesoło. Minę miała jakby właśnie dokonała wielkiego odkrycia.
-Za dużo czytasz.- skwitował beznamiętnie Tytus.  Mina przyjaciółki zrzedła.
-Lepsze to niż nie czytać nic i żyć w zacofaniu, jak niektórzy.- odgryzła się gniewnie mrużąc oczy i mierząc go nie za przyjemnym wzrokiem.
-Więc nadal uważasz, że masz rację? To wyjaśnij mi dlaczego nie zabił jej od razu? Hę?- zapytał wychylając się w stronę dziewczyny i wpatrując się w nią natarczywie.-No właśnie. Tak myślałem.- powiedział z tryumfem, opadając z powrotem na oparcie fotela, gdy Roma się zająknęła. Po chwili jednak odzyskała głos:
-Może mu nawiała.
-Chyba sama nie wierzysz już w to co mówisz…
-Oh, przestańcie już błagam!- wrzasnął Szymon przerywając Tytusowi, który już chciał powiedzieć coś złośliwego.- Musicie bez przerwy na siebie warczeć!? Można zwariować!- po czym wstał i wyszedł gwałtownie. Zapadła cisza.
-Co go ugryzło?- spytał zdezorientowany Tytus, patrząc na nas pytająco. Wyraźnie zapomniał już o kłótni.
-Prawdę mówiąc…-zaczęłam powoli- Mogli byś ci włączyć trochę większy chill out. To zaczyna być irytujące… Wszyscy jesteśmy zdołowani i poddenerwowani. Nie trzeba jeszcze sobie tego utrudniać.- powiedziałam łagodnie nie chcąc jeszcze bardziej ich wkurzyć.
-Głos rozsądku się odezwał…- zaczął chłopak, ale dostał od Romy pogłowie więc się zamknął
-Masz rację Lukrecja- powiedziała przyjaciółka- Przepraszamy to już się nie powtórzy.- spojrzała nagląco na kumpla
-Przp-aszam- mruknął
Trochę zdziwiona ich uległością uśmiechnęłam się i powiedziałam:
-Pójdę do niego, żeby tu wrócił.- wstałam z miejsca i ruszyłam ku drzwiom.
Szymon stał na balkonie, pochylony opierając się o barierkę. Kaptur szarej bluzy opadł mu na głowę.
-Już się nie kłócą- powiedziałam cicho stając obok. Podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnął się krzywo i śmiesznie psim ruchem głowy trzepnął kaptur.
-To dobrze- mruknął spoglądając z powrotem w niebo. Słońce zachodziło powoli za horyzont. Rozsiewając pomarańczową poświatę po chmurach, które zabarwiły się na różowo.
-Szymon…- zaczęłam powoli ale on mi przerwał
-Lukrecja! Ja… Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.- powiedział jednocześnie wykonując dziwny ruch jakby chciał mnie chwycić za rękę ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Zaśmiałam się cicho.
-Raczej i tak nie będziesz miał na to wpływu. Jeśli rzeczywiście istnieje cała organizacja, to będzie ci trudno.
-Nawet tak nie mów!- jęknął i tym razem chwycił mnie z rękę.  Zadrżałam lekko.
Idiotka!- skarciłam się w duchu- Przecież tyle razy trzymałaś go za rękę! Co się zmieniło?... Zdobyłam się na odwagę i spojrzałam w te czarne oczy.
-W każdym razie dziękuję ci Szymon- powiedziałam. Prze z jakiś czas staliśmy tak, a jak chłonęłam łapczywie jego głębokie ciepłe spojrzenie, gdy nagle…
-Się macie gołąbeczki!- wrzasnął ktoś. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Oczywiście to Tytus z Romą szczerzyli do nas bezczelnie zęby, stojąc w drzwiach balkonowych.
-Długo was nie było, wiec…- zaczął Tytus
-Postanowiliśmy sprawdzić.- dokończyła Roma nadal się uśmiechając.
-Już wole jak cię kłócą- szepnął mi do ucha Szymon, puścił do mnie oko i przeszedł obok przyjaciół wchodząc do środka domu.- Przepraszam.- ci odsunęli się posłusznie obserwując na uważnie.
Chwilę potem Tytus zagwizdał, spojrzał na mnie zdziwiony i oddalił się za kumplem.
Roma stała jeszcze chwilę, machnęła ręką w geście zwycięstwa i pociągnęła mnie za sobą mówiąc:
-Chodź.
Pokręciłam głową patrząc na nią z niedowierzaniem. Świat stanął na głowie.

piątek, 8 marca 2013

Coś co tworzę- moje opowiadanie


Rozdział 6
Rozmowa w archiwum
-To cię nie powinno interesować!- prychnęła bibliotekarka
-Dlaczego?- zapytał bezczelnie Szymon, już wiedząc, że trafił w dobry punkt.
-No… Jak to dla czego?! To nie twoja sprawa!
-Może nie moja, ale tej młodej damy- mojej towarzyski, na pewno.- stwierdził stanowczo- To jest Lukrecja Whitman. Ja jestem Szymon Tilney już wiele razy bywałem tam na górze, i doskonale wiem, tak jak wie to i Pani, co Antonii Anderson robił, przez wiele lat i czym to zaowocowało co odkrył i dlaczego tak znamienity człowiek jak on spędził w Londynie prowadząc bibliotekę miejską.- Starsza kobieta spojrzał na mnie z przerażeniem i wyrzuciła z siebie zduszone:
-Nie!- po czym zerwała się z miejsca, podbiegła do drzwi powiewają za sobą różową koronkową sukienką, przekręciła klucz w drzwiach, wywiesiła tabliczkę z napisem „Zamknięte”, zasunęła rolety w oknach po czym odwróciła się i zmierzyła nas badawczym spojrzeniem i choć była o głowę ode mnie niższa a od Szymona o dwie, poczuliśmy się jacyś mali…
-Za mną!- zakomenderowała i poprowadziła nas na górę.
Było to jak z jakiegoś snu, ewentualnie filmu fantasy. Kręte drewniane schody i schodzonymi stopniami, pozłacana poręcz. Samo archiwum okazało się  średniej wielkości poddaszem, w którym większość miejsca zajmowały olbrzymie regały z książkami. Na ich szczytach i po kątach walały się zwoje pergaminów, map i luźnych kartek z maszynopisu. Przez małe, zakurzone, okrągłe okienko wpadała smuga światła oświetlając okrągły stół, na którym, nawiasem mówiąc, również porozrzucane były papiery i ukazując drobinki kurzy fruwające w powietrzu.
-Mówisz, że już tu kiedyś byłeś i jesteś zorientowany w sytuacji, więc mów co wiesz dokładnie.- rzuciła bibliotekarka. Szymon zmieszał się na chwilę, uśmiechnęłam się do niego dodając mu otuchy. Oczywiście szybko odzyskał pewność siebie. Podszedł do stołu, rozłożył jakąś mapę i zaczął mówić:
-Wszystko zaczyna się od tego, że pan Anderson poznał, będąc na terenie Rosji, historię Romanowów. Był człowiekiem wnikliwym, więc zaczął bliżej przyglądać się sprawie i to czego się dowiedział skłoniło go do wywnioskowania, że Anastazja przeżyła rewolucję październikową. Po dwóch latach, gdzieś w Polsce spotkał się ponownie z informacjami potwierdzającymi rzekome przeżycie Anastazji. Były to głównie świadectwa słowne i kilka zdjęć. O! Są tu.- wskazał na  kilka pożółkłych fotografii. Była na nich średnio urodziwa dziewczyna o włosach raczej jasnych, chociaż nie mogłam ocenić dokładniej bo było czarno-białe. Na niektórych trzymała dziecko na ręku.- To samo go spotkał we Francji, Holandii i po drodze jeszcze kilku miejscach, ale nie chcę się za bardzo rozwodzić.- coś nowego- pomyślałam – Zdjęcie z dzieckiem musi pochodzić już z okresu gdy osiedliła się w Anglii. Urodziła synka i wychowywała go pod fałszywym nazwiskiem.
-Wiemy jakie to nazwisko- spytałam ciekawa
-Smith- odparł Szymon- To miało być zwykłe pospolite nazwisko. Nie rzucające się za bardzo. Anderson nie dowiedział kto był ojcem, ale podobno już ona sama specjalnie się tym nie chwaliła.
-Razem z Antonim podejrzewaliśmy kto to mógł być- odezwała się niespodziewane kobieta
-Jak to?- zapytał szczerze zdziwiony Szymon- W dziennikach…
-Nie zdążył tego opisać… bo umarł- przerwała mu
-Acha- skwitował, trochę głupio. Zapadła cisza. Patrzyłam na obojga z lekko rozdziawionymi ustami bawiąc się bezwiednie paskiem od torby. To wszystko mnie przerażało! Natłok informacji! Mój mózg sapał i syczał jak lokomotywa, próbując coś ogarnąć ale sam jeszcze nie wiedział co dokładnie. Nie mogłam dłużej wytrzymać i wyrzuciłam z siebie to pytanie, które wyraźnie wisiało w powietrzu:
-Kto to był? Kto był ojcem dziecka?
-Powiem wam, ale muszę mieć pewność, że to ty jesteś prawdziwą potomkinią Romanowów.- powiedziała bibliotekarka- Jak się nazywasz drogie dziecko?- acha, to pytanie było do mnie. Zająknęłam się na chwile i wykrztusiłem:
-Lukrecja Whitman
-No tak! I mieszkasz przy…?
-Exter Street…
-Oczywiście! Wybacz mi ale musiałam sprawdzić! Prawdę mówiąc nigdy nie myślałam, że sama do mnie przyjdziesz…
- No więc- ponaglił ją delikatnie przyjaciel, wybijając ja z zamyślenia
-Według doniesień Anastazja urodziła w 1936r, a w tym samym czasie w Londynie znajdował się jej przyjaciel z dzieciństwa Dymitr Pawłowicz i najprawdopodobniej się spotkali. Wiemy również, że jego ówczesne małżeństwo zakończyło się rozwodem w tym samym roku, ku wielkiej rozpaczy księcia. Czy to nie mówi samo przez się? To moja teoria, ale i Antonii w końcu się do niej przekonał. Nie wiem czy to ma jakiś związek z grożącym ci niebezpieczeństwem ale warto to moim zdaniem wiedzieć. Prawdę mówiąc nie wiem nawet czy twoi rodzice wiedzieli od kogo pochodzi twój ojciec. Jak zginęli…
-Zaraz!- przerwałam jej gwałtownie- Nie żyją?
-Lukrecja! Zbudź się, przecież ci mówiłem wczoraj!
-Co?! Kiedy?! No tak pewnie mi umknęło… byłam zbyt zszokowana tym, że moi dotychczasowi rodzice nie są moimi rodzicami, że… Ach! Szkoda gadać!- skoro byłam już przy głosie, chyba mogłam zadać najbardziej nurtujące mnie pytanie- Skąd w ogóle wiadomo, że ktoś chce mnie zabić? To znaczy, skąd wiemy, że został zaprzysiężony itd.?
-Gdy pan Anderson- zaczęła bibliotekarka- odnalazł twoich rodziców, bo był ciekawy. Jednak już od jakiegoś czasu państwa Smith coś dręczyło. Twój ojciec opowiedział o listach z groźbami które ostatnimi czasy dostawał. Był przerażony nie na żarty. Było w nich coś o wyplenieniu pomiotu demona…- starsza kobieta westchnęła i potarła sobie skronie.-Wspominały się też o córce, że zabije pierwszą kobietę po Anastazji zanim zdąży zrodzić następne. On nie wiedział chyba do końca o jaką Anastazję chodzi… Następnego dnia oboje wraz żoną byli martwi.- coś mi się przewróciło w żołądku- Znaleziono ich bez życia w pokoju zamkniętym od środka. Policja nigdy nie dociekła kto to zrobił, nawet po tym jak Antonii pokazał im listy.
-Tego samego dnia- wtrącił się Szymon- gdy wychodził z komisariatu jakiś mężczyzna zatrzymał go i kazał mu ukryć dziewczynkę. Powiedział, że nie jest bezpieczna.- przyjaciel wskazał na czarny dziennik, który trzymał w rękach. Zobaczyłam słowa kończące stronę z lekko rozmazaną, najprawdopodobniej przez łzę, ostatnią literą:
„Nie miałem wyboru”
-Anderson już nigdy go nie spotkał.