wtorek, 13 grudnia 2011

Coś co tworzę...- moje opowieadanie

Rozdział 1
Jak to jest naprawdę?

Siedziałam na łóżku z oczami utkwionymi w wielkim plakacie Marilyn Monroe, rozmyślając nad tym co się ostatnio dzieje w moim życiu. Nad tym czemu to życie jest takie trudne, czemu ludzie ciągle czegoś ode mnie wymagają i czy ci, którzy są mi tak bliscy, którzy mnie wspierają traktują mnie równie poważnie jak ja ich...
Nagle moje rozmyślania przerwał mi dzwonek telefonu.
-Halo- burknęłam w słuchawkę
-Halo! Luśka?! To ja Roma!
- A któż by inny...
- No! Słuchaj! W piątek jest impreza u Tytusa. Przyjdziesz?!
-A... Nie wiem... Zobaczę...
-Ej no Luka... Weź... Musisz być... Szymek i Pola tez będą...! Przyjdź proszę!!!!
-No może... Przyjdę.
-Świetnie! A tak w ogóle to musimy pogadać!
-A co niby robimy?
-Ej no! nie tak! Na żywo! O której kończysz balet?
- O 19.00.
- Świetnie to przyjdę pod ciebie! Dobra muszę narazie kończyć. Nie mogę teraz gadać. To do zobaczenia o 19.00!
Pi, pi, pi...
-Tja...
Ach ta Roma... Całe życie tylko próbuje prześcignąć czas... A buzia jej się chyba nigdy nie zamyka... Co ona ma jakąś fabrykę energii?...
-Lukrecja choć na obiad!!! Kreciu kochanie zejdź na dół!
-Tak, tak idę mamo!
W kuchni było pełno ludzi. Tata siedział na końcu stołu przeglądając gazetę, Mama krzątała się przy kuchence, moje młodsze rodzeństwo bawiło się pod stołem kolejką elektryczną, Babcia z Emilką (moją starszą siostrą) szeptały coś i chichotały pod nosem, Dziadek wymieniał żarówkę w kinkiecie. Przy stole siedziało około trzech Wujków i pięć cioć a Piotrka jeszcze nie było. Był taki tłok, że nie było gdzie usiąść.
-Krecja, przyjechała nasza rodzina więc nie ma zbyt dużo miejsca, zjesz przy blacie w kuchni. Dobrze? O której wychodzisz na balet?
-Za pół godziny.
-To dobrze, to dobrze... No wcinaj kurczaka...
Pół godziny później już siedziałam wygodnie w metrze, jadąc do Szkoły Tańca.
Na zajęciach jak zwykle wycisnęli z nas ostatnie poty. Dwie i pół godziny męczarni....!
O 19.00 wylądowałam w Szponach podekscytowanej Romy...
- No jesteś wreszcie myślałam że te twoje wygibusy nigdy się nie skończą!
-Przecierz ci mówiłam że o 19.00 dopiero się kończą... No więc co było tak pilnego żeby przychodzić aż tutaj po mnie?
- No więc słuchaj, nie uwierzysz! Gadałam z Szymonem...
- I co w związku z tym?
-No więc z tego co mi się udało wywnioskować wychodzi na to, że mu się podobasz! I to bardzo!
-Co? Nie... Hahahahah!!! Ja? No chyba kpisz.... przecież on zawsze trzymał się z Polą... Zawsze myślałam, że oni.... Że oni razem...
Przyjaciółka pokręciła głową. Nie wrabiała mnie... Zawsze mówiła mi prawdę... i tylko prawdę, a w każdym razie to co uważała za prawdę...
-No ale co z tego?- zapytałam
-Jak to co z tego? Dziewczyno!!! Masz w garści najprzystojniejszego, najfajniejszego, najmądrzejszego i najzabawniejszego chłopaka w całej szkole...
-Ale... nie...
-A co nie fajnie ci się z niem przebywało przez te lata przyjaźni? Hę?
-No tak bardzo fajnie.. Ale...
-Ale co?!
-To było zupełnie co innego. Myślę że nie potrafiłabym teraz się przerzucić na...No wiesz...
-Och ale ty jesteś!!! No dobra nie gadajmy już o tym porozmawiajmy o czymś innym.
Miło gawędziłyśmy przez całą drogę aż do mojego domu, gdzie się rozstałyśmy, ale dla mnie to nie był koniec rozmyślań na temat Romy, Poli, Tytusa, wszystkich ludzi, którzy nieustannie czegoś ode mnie chcą i... Szymona.

1 komentarz: