wtorek, 12 lutego 2013

Coś co tworzę- moje opowiadanie





Rozdział 5
Szok pourazowy: faza apatii

Pamiętałam jak przez mgłę jak Szymon odholował mnie do domu. Byłam w stanie półprzytomności ze zmęczenia i tych wszystkich emocji. Następną rzeczą jaką kojarzyłam było to jak gdzieś około godziny szóstej zerwałam się i zaczęłam pospiesznie ubierać zanim sobie przypomniałam że dzisiaj jest sobota i nie muszę iść do szkoły, a rozciąganie mam dopiero o piętnastej więc ubrana do połowy padłam powrotem na łóżko i natychmiast zasnęłam. Obudziłam się dopiero o dziesiątej i leżałam z godzinę zastanawiając się czy powinnam porozmawiać z rodzicami na temat tego czego się wczoraj dowiedziałam. Rodzicami… no właśnie, ale przecież to nie są moi rodzice…
„Pamiętaj, że nie zależnie od tego jakie łączą was więzy krwi to nadal są twoi rodzice i kochają cię tak samo mocno jak dawniej. Dla nich to nie ma większego znaczenia i dla ciebie też nie powinno być”- zadźwięczał mi w głowie głos Szymona, który przez połowę drogi powrotnej rzucał tego typu uwagi, ale chyba sam nie był pewny czy go słyszę.
„No tak ale on nie dowiedział się nigdy (i najprawdopodobniej nie dowie) , że jego rodzice nie są jego rodzicami, i że jego rodzeństwo nie jest jego rodzeństwem”- pomyślałam.
Z drugiej strony nurtowało mnie pytanie, kim są moi prawdziwi rodzice. Gdzie mieszkają? Czy jeszcze żyją? Czy, może tworzą szczęśliwą rodzinę beze mnie? Może maja inne dzieci? To bardzo możliwe.
W końcu postanowiłam, że na razie będę milczeć i starać się zachowywać normalnie. Wstałam, ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Oczywiście mama już dawno zjadła. W kuchni zastałam Piotra modlącego się (tak to w każdym razie wyglądało) nad swoją owsianką. Musiałam trzy razy powtórzyć: „Cześć Piotrek!”, zanim się ocknął. 
-Co?! O! Się masz siostra! Jak ci życie leeeci?- ziewnął potężnie. Złapałam dwa, wyskakujące z tostera tosty i siadłam naprzeciwko niego ze słoikiem konfitury w dłoni.
-W porządku. A tobie?
-Eeh! Szkoda gadać. Dawno takiej harówki nie było. Mówię ci, ci nauczyciele chyba chcą nas do grobu posłać zanim zdążymy zdać na jakiekolwiek studia!
-Oh! Biedny jesteś…-powiedziałam, ale umilkłam bo coś mi przyszło do głowy. Czy on wiedział? Mógł tego równie dobrze nie pamiętać. A gdyby tak dyskretnie wypytać i zobaczyć jego reakcję?
-Słuchaj Piotrze… Czasami się zastanawiam czy ty na przykład pamiętasz jakieś sceny z twojego bardzo wczesnego dzieciństwa?- Brat zakrztusił się owsianką.
-Słucham?- wychrypiał- Lukrecja! Bój się Boga! Naprawdę nie masz innych tematów do rozmyślań?
-Dajmy na to z okresu kiedy miałeś pięć lat?- brnęłam uparcie
-No jedyne co pamiętam to to, że znowu urodziła mi się siostra, a ja tak chciałem brata.- wyszczerzył do mnie zęby.- Poza tym brak szczególnych wydarzeń.
  -Tak?- spytałam prawie zawiedziona- Nic dziwnego w związku z moimi narodzinami? Nic co by cię zaniepokoiło?- zmarszczył czoło
-Nie.-odparł dość pewnie.- Wybacz mi siostro ale musimy na tym zakończyć nasze filozoficzne rozmyślania, bo ja muszę lecieć na korki z matmy.- poczochrał mi włosy i wypadł z kuchni krzycząc przez ramie jakieś pożegnanie.
-Pa- bąknęłam w stronę mych zimnych już tostów.

Przez cały dzień nikt  nie dzwonił. W domu panował względny spokój.
W pół do piętnastej, uzbrojona jedynie w parasolkę i parę leginsów w torbie, wyszłam na zewnątrz  z zamiarem pójścia na zajęcia rozciągające w szkole baletowej. Nie miałam się jednak czego obawiać bo mój rycerz już czekał na mnie przed domem. Nie wiedzieć czemu to mnie zirytowało.
-Ty tutaj?- bąknęłam na powitanie
-Też się cieszę, że cię widzę!- odparł Szymon
-Będziecie teraz mnie pilnować dniem i nocą? Bo nie uwierzę, że akurat przechodziłeś obok i postanowiłeś zobaczyć co u mnie.
-Wcale tego od ciebie nie oczekuję. Mało tego zamierzam ci towarzyszyć aż pod samą szkołę i z powrotem.
-O matko!
-Cieszę się, że się cieszysz- wyszczerzył do mnie zęby- Jak się czujesz?- dodał już poważniej
-Względnie dobrze… 
-Taak…?- spojrzał na mnie naglącym wzrokiem
-Nie! Nie wiem co mam robić! Cały czas myślę co by było gdybym została, ze swoimi biologicznymi rodzicami. Jak by teraz wyglądało moje życie. I dlaczego tak się stało jak się stało?! Bo komuś się wydawało że ktoś chce mnie zabić!? Po co miał by mnie zabijac? W czym ja mu przeszkadzam?!
-Chce cię zabić bo został zaprzysiężony. To wariat! Przysiągł że zabije pierwszą, i zarazem uczyni ją ostatnią, kobietą z rodu Anastazjii… To znaczy pierwszą po Anastazjii…-sprecyzował- Jeszcze nie umiem tak ładnie gadać jak jest w tych notatkach.
-Chciałabym je zobaczyć- wypaliłam. Od początku mi to chodziło po głowie.
-Co?- zapytał głupio Szymon
-No te notatki!
-Aaaa… Notatki…Nie wiem czy to najlepszy pomysł.
-Dlaczego? Przecież dotyczą one mnie. Śmiem nawet twierdzić, że mam większe prawo do oglądania ich od ciebie.- powiedziałam trochę już zdenerwowana.
-No tak, ale czy jesteś na to gotowa?
-Gotowa?
-Chodzi o to, że rana może być jeszcze zbyt świeża. Czy to nie będzie zbyt duży wstrząs?
-Daj spokój Stary! Teraz to już nic mi nie zaszkodzi.
-Ok! Poddaje się kiedy chcesz je zobaczyć?-zapytał zrezygnowanym tonem
-Dzisiaj.-odpowiedziałam natychmiast.
-Dzisiaj?! Dobra, dobra… o której kończysz?
-O nie! Nie znasz jeszcze na pamięć mojego planu zajęć? To ja nie wiem! Jak ty w ogóle możesz się zabierać do chronienia mnie przed czymkolwiek?! – zapytałam z sarkazmem. Kilka pierwszych kropli deszczu spadło mi na twarz.- Nie sprawdziłeś nawet prognozy pogody!? Jak dobrze, że w niektórych kwestiach jestem jednak samowystarczalna.- Wybuchnęłam śmiechem, rozkładając nad nami parasol. Szymon pokręcił głową.


***

-To teraz popatrzysz sobie na mistrza w uwodzeniu pięknych, młodych bibliotekarek.
-Aha…-uśmiechnęłam się ironicznie
-Hej! Wątpisz w moje siły?- zapytał i wyszczerzył do mnie zęby otwierając drzwi biblioteki. Mina mu jednak zrzedła na widok starszej pani o niemiłym wyrazie twarzy.
-Zamykamy za pięć minut!- zaskrzeczała na powitanie
-Ach tak!?- zapytał Szymon zdawkowym tonem zniżając głos. Z trudem opanowałam się aby nie wybuchnąć śmiechem.- Przepraszamy, ale sprowadza nas tutaj bardzo ważna sprawa. To nie zajmie długo.
-Co chcecie wypożyczyć- spytała opryskliwie
-Nie chcemy nic wypożyczać. Chcemy tylko coś oglądnąć.- wtrąciłam
-Jeśli zdążycie w pięć minut proszę bardzo- burknęła kobieta
-Problem w tym,- zaczął powoli chłopak- że w tym celu musimy się dostać do archiwum.
-Bój się Boga szalony człowieku! Chyba nie myślisz, że cie tam w puszczę, żebyście bezcześcili to co najcenniejsze dla kultury!!! Teraz młodzież już nie ma skrupułów. Nie boją się pisać po książkach, kalać je wulgaryzmami!!! Zmiatajcie mi stąd. To jest osobista sprawa biblioteki nie do użytku publicznego.
-Pani nie rozumie! To dla nas bardzo ważne!
-Wracajcie do swoich kompiutierów!
-Dobrze już sobie idziemy- powiedziałam najuprzejmiej jak potrafiłam, ciągnąc Szymona za rękaw, trochę przerażona wybuchem kobiety- Przepraszamy, dowidzenia.
Ale Szymon nie ruszał się z miejsca.
-Co pani wie o Andersonie? Znała go pani… prawda?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz